(By przejść do bloga, kliknij w obrazek)
FRAGMENT:
„To była jesień, nikogo nie dziwiły liście walające się po chodnikach i ulicach. Ewentualnie mogły być drażniące dla osób, które nie zauważyły pod nimi błotnistej pułapki. Znalazłoby się kilka takich, którzy wywinęli orła w najmniej oczekiwanym momencie, zaczynając myśleć, że ten dzień coraz bardziej działa im na nerwy. Zresztą każdy człowiek przy zdrowych zmysłach, jeśli nie musiał przedzierać się przez miejską puszczę siedział w domu. Tym bardziej, gdyby rozejrzeć się po mieście można było uznać, że niewielu w nim mieszka normalnych ludzi.
Na jasnym parapecie leżała masa niepotrzebnych nikomu przedmiotów, a między nimi stała brązowa doniczka z dość pokaźnym, zielonym kwiatem, który zasłaniał niespecjalny widok za oknem. Kilka drzew, krzaków, samochodów, chodnik, stół pingpongowy i trzepak, a po drugiej stronie kolejny blok. To okno było tutaj tylko po to, żeby w pokoju było w miarę widno, ewentualnie, żeby je otworzyć w celu wykrzyknięcia kilku niemiłych słów do piszczących dzieciaków. Mimo wszystko pewna dziewczyna dość często zaglądała wieczorami przez jego szybę, żeby popatrzeć chwilę w stronę najzwyklejszej latarni, która na tle drzewa i granatowego nieba, wyglądała prawie, jak księżyc. Czasami podczas zachodu słońca do jej pokoju wpadało czerwonawe światło, tworząc różnokształtne wzory na bladofioletowych ścianach.
Tym razem jednak trzymała się z daleka od okna, starając się zająć bardziej przyziemnymi sprawami. Za kilka dni zapowiadał się koncert, który miał być spełnieniem jej dziecięcych marzeń, chociaż plakaty tego zespołu dawno już zostały schowane głęboko w najniższej szufladzie. Tak na pamiątkę. Pukanie do drzwi zdziwiło ją, nie spodziewała się gości.
- Melisa?
- Jesteś sama? Musimy porozmawiać.”
autorka: Czokoladka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz